Fundacja

Wcale nie rzadko, kiedy rozmawiam z ludźmi mieszkającymi na co dzień w różnych częściach Polski, przy szukaniu uzasadnień dla choćby różnych decyzji wyborczych dominujących w poszczególnych regionach, pojawia się kwestia dawnego podziału naszego kraju pomiędzy różniące się zasadniczo państwa zaborcze.
To daleko idące uproszczenie, które z pewnością nie może wyjaśnić całej złożoności czynników stojącej za różnicami w postrzeganiu rzeczywistości, ale w żaden sposób nie mogące zostać uznanie za nieuzasadnione.
Przypominam sobie, że wiele lat temu, pojechaliśmy w większej grupie na szkolenie dotyczące zarządzania jednostkami służby zdrowia. Rzecz działa się, zdaje się, w Poznaniu. Tam miałem przyjemność usiąść tuż obok bardzo doświadczonej pani dyrektor dużego, specjalistycznego szpitala w Małopolsce. Przez dwa dni szkolenia, nie tylko z uwagą słuchaliśmy wykładów poświęconych kolejnym zagadnieniom stanowiącym codzienność kierownictw szpitali w całej Polsce. Większość problemów nie miała charakteru lokalnego, a raczej systemowy. Być może pewne odchylenia w nasileniu występowania poszczególnych zmartwień szefostw polskich szpitali występowały, ale nie miały takiego znaczenia żeby nie móc uznać, że wszyscy „jedziemy na tym samym wózku”.
Tak też uznawaliśmy w pełnej zgodzie, intensywnie przy tym wymieniając się osobistymi doświadczeniami i metodami na radzenie sobie z przeciwnościami losu objawiającymi się w braku finasowania, dostępu do wsparcia, niedostatku personelu i jeszcze kilku powtarzających się jak kraj długi i szeroki.
Po przejściu do próbowania nakreślenia sposobu leczenia, ten który zaproponowała moja , zaprawiona w długoletnich bojach sąsiadka, był mniej więcej taki: -Niech oni w tej Warszawie wezmą od nas te szpitale i sami się z nimi użerają.
Byłem nieco zdumiony. Pani dyrektor była nie tylko menedżerem służby zdrowia z długoletnim stażem, ale również odnoszącą sukcesy samorządowe lokalną polityczką. Zresztą z tej samej politycznej rodziny. Była, co w kontekście niezatartych różnic porozbiorowych podkreślę po raz ostatni, z pięknej Małopolski. Ja podobnie, jak dzisiaj jestem z Pomorza.
Jest wiele sposobów na doraźne radzenie sobie z problemami dnia codziennego w służbie zdrowia. Jest takie, nieco kapitulacyjne, które sprowadza się do sformułowania, że tak być nie powinno i należy poszukać winnych niekorzystnemu obrotowi spraw, a następnie niech oni się martwią. To często sprowadza się do sformułowań: - W normalnym kraju tak nie jest; - Tak być nie powinno; - To skandal, że ktoś z tym czegoś nie zrobi….
No właśnie mija dwadzieścia lat, kiedy w starogardzkim szpitalu zebrała się grupa ludzi, którzy wcale nie rezygnując z trzeźwego diagnozowania problemów służby zdrowia, wcale nie porzucając wiary w to, że jej system będzie konsekwentnie reformowany, postanowili wziąć sprawy w własne ręce.
To nie był jeszcze czas Kociewskiego Centrum Zdrowia, które rozpoczęło swoją historię dopiero pół dekady później. Był to czas, tonącego w długach Szpitala Świetego Jana w Starogardzie Gdańskim i właśnie jego imieniem fundatorzy ochrzcili fundację, z którą mam przyjemność współpracować od wielu lat. To właśnie Fundacja była głównych partnerem samorządu powiatu starogardzkiego podczas realizacji Wielkiego Projektu modernizacji szpitala. Dzięki ludziom ją współtworzącym udało się zakupić sprzęt, przeprowadzać szkolenia, ale też edukować i tworzyć życzliwą atmosferę wokół naszej lecznicy. Dzisiaj warto z szacunkiem podkreślić, że działa ona w sposób dokładnie odwrotny od tego, który wyraziła spotkana przeze mnie kiedyś pani, który brzmi mniej więcej: - Dajcie nam działać, dajcie nam wolność, dajcie nam możliwości, a my będziemy umieli najlepiej zadbać o siebie i osoby, za które jesteśmy odpowiedzialni.
Na kolejne lata działania Fundacji, która właśnie rozpoczyna zupełnie nowy etap swojego działania, wszystkim, którzy ją współtworzą życzę ogromnego zapału, konsekwencji, profesjonalizmu, odwagi, rozwagi, pogody ducha i przede wszystkim: - Bądźcie zdrowi!
Galeria
