Herojam sława!

Herojam sława!

Kiedy trochę nieco ponad tydzień temu, brałem udział w spotkaniu z prezydentem Ukrainy wszyscy byliśmy raczej optymistami. Byłem jedynym Polakiem wśród zebranych. Reprezentowałem Rzeczpospolitą i polski Parlament. W Ukrainie byłem pierwszy raz. Delegacja była międzynarodowa, składająca się z wielu doświadczonych polityków, których uzupełniali równie pełni zapału debiutanci. Głównie mężczyźni – przyznać trzeba, jakby wojna była rodzaju męskiego. A przecież wojna ma często twarz cierpiących kobiet i dzieci. Siedzieliśmy przy jednym stole, pełni nadziei, ale bez naiwnego gierojstwa. Właśnie przeszliśmy procedurę bezpieczeństwa, mieliśmy okazję napić się kawy i teraz usiedliśmy przy tabliczkach, które od wewnątrz stołu napisane były w języku gospodarzy, a od strony zewnętrznej okrągłego stołu – po angielsku.

Większość z nas nie była wcześniej w tym miejscu, nie miała okazji do takiego spotkania. Sala była szczelnie oddzielona grubymi kotarami od świata zewnętrznego – elegancka, stereotypowo rozumianą elegancją wschodniej Europy. Rozmawialiśmy o tych wszystkich sprawach, które zajmują od dawna, większość mieszkańców Europy. Na pewno - większość mieszkańców naszej części Europy. 
Wówczas, chyba wszyscy wierzyli w to, że Wielki Strażnik Cywilizowanego Świata – najstarsza demokracja świata, po rytualnym nastroszeniu ego swojego prezydenta, okaże się jednak kolejny raz stabilizatorem sytuacji międzynarodowej. Liczyliśmy, że kolejny raz wielki cień Ameryki pokryje współczesny Mordor zarządzany przez paczkę podstarzałych agentów KGB, dla których okrucieństwo, fanatyzm i zaprzeczanie jakimkolwiek wartościom cywilizowanego świata są sensem istnienia. Rozmawialiśmy o europejskich aspiracjach walczącego narodu ukraińskiego, o ich marzeniu o wstąpieniu do NATO. To było tydzień temu, a wydaje się jakby minęła wieczność.
Gospodarz, w przeciwieństwie do wielu innych – nawet mniej ważnych, nie spóźnił się. Możecie mi państwo wierzyć – często bywa inaczej.

Kiedy nasz gospodarz zajął miejsce i po krótkiej wypowiedzi zaproponował mniej formalną formułę spotkania, okazało się, że nawet jeśli robi to w sposób intencjonalny, to jest to gra na najwyższym aktorskim poziomie. Od razu skrócił, choć wcale nie za bardzo, dystans do takiej odległości, która pozwoliła na dużo bardziej otwartą dyskusję. Prezydent okazał się osobą, która całą swoją mową ciała udowadnia, że jest zainteresowany tym, o czym mówi jego rozmówca. Usiadł wygodnie - oparty i lekko przechylony w kierunku strony, z której wypowiadała się osoba właśnie zabierająca głos. Siedział rozluźniony, od czasu do czasu komentując życzliwie i dziękując za wsparcie. Czymś niezwykle charakterystycznym, a jednocześnie niezwykle ludzkim, było kilka momentów, w których swoje wypowiedzi wplatał pogodny żart, coś miłego raczej, co wzbudzało uśmiech na naszych twarzach. 
Przyznam, że wcześniej wcale nie należałem do jakiegoś najściślejszego kręgu fanów naszego gospodarza. Nie byłem przekonany czy jest to kaliber polityka, o których marzę myśląc o najważniejszych sprawach współczesności. To w jaki sposób przyjął nas u siebie, jak z nami rozmawiał, jak się dyskretnie uśmiechał, budowało z każdą minutą zupełnie inny obraz człowieka niż ten, w który obleka go medialna maszyneria.
Ale dzisiaj myśląc o Prezydencie Ukrainy, jestem pod wrażeniem jeszcze innej cechy, która zrobiła na mnie największe wrażenie. Wołodymyr Zełenski przede wszystkim nie obraża się na rzeczywistość. Ale to nie wszystko, jest rzecz jeszcze ważniejsza - za każdym razem starał się zrozumieć i uszanować punkt widzenia również takich osób, które z pewnością nie należą do osób mu przychylnych, jak choćby Donald Trump. Raczej łagodził, niuansował niż eskalował – wcale nie rezygnując z kwestii zasadniczych, jak choćby walka o ukraińskie dzieci porwane przez orków Putlera czy więźniowie cierpiących w rosyjskich więzieniach. Taka postawa, w tak dramatycznej sytuacji i przy takim poziomie odpowiedzialności, wskazuje nie tylko na realizm, ale również na wielką pracę, jaką ukraiński przywódca przeszedł przez ostanie trzy lata wojny.

Nie wiem czy wszyscy zebrani mieli podobne odczucia, ale ja właśnie tak myślałem siedząc przy jednym stole z osobą, która stanowi niezaprzeczalnie symboliczne uosobienie ukraińskiej walki. 

Kiedy w ubiegły piątek oglądaliśmy z naszym Tatą transmisję z Białego Domu, z dumą myślałem o tym, że trzy dni wcześniej ściskałem dłoń rzekomo niestosownie ubranego Ukraińca.
Wszystkim nam życzę pokoju i tradycyjnie: bądźcie zdrowi!

patrykgabriel.pl

Galeria

Zdjęcie 1

Kategorie