Kijów

Kijów

Właśnie siedzę w holu lotniska w Warszawie, czekając na samolot powrotny do domu. Jestem oczywiście zmęczony, ale z drugiej strony te ostatnie trzy dni były dla mnie naprawdę niezwykłym doświadczeniem. Czymś co pokazało jak krucha jest rzeczywistość, która nas otacza. Jak niedaleko jest od bycia szczęśliwym do popadania w rozpacz. Jak niewiele dzieli dobro od zła. 

Jeszcze jakiś czas temu nie mogłem się spodziewać, że będę reprezentował nie tylko nasz kraj i parlament, ale przede wszystkim czytających te słowa,  jako członek międzynarodowej delegacji parlamentarzystów z ponad 20 krajów, którzy działają pod nazwą #United4Ukraine. Przyznam zupełnie szczerze, że zazwyczaj staram się swoje obowiązki zawodowe wykonywać bez ulegania emocjom, ale wobec tego, czego doświadczyłem w Kijowie, naprawdę trudno jest zachować zimną głowę. Szczerze to  nie potrafię jeszcze, bo wciąż jestem w podróży do domu, zebrać wszystkie myśli i określić, czym tak naprawdę chciałbym się z Państwem podzielić. Jedno jest pewne - to była niezwykła wizyta, to było coś czego intensywności nie mogłem się spodziewać. To były dni, które zaskoczyły mnie tym, jak wiele przytłumionych codziennością emocji staje się naszym udziałem wobec wydarzeń granicznych. Ta wizyta będzie na pewno stanowiła dla mnie inspirację do jeszcze kilku felietonów i dzisiaj chciałem z podzielić się z Państwem, tylko nieco chaotycznym, pierwszym wrażeniem dotyczącym miejsca wydarzeń. 

Jest ono jednocześnie niezwykle budujące, a przy tym bardzo, ale to bardzo smutne. Nie chcę przestrzelić pochopnie, ale  napiszę tylko kilka słów o stolicy Ukrainy, w której byłem po raz pierwszy. Muszę powiedzieć, że w ogóle w Ukrainie byłem po raz pierwszy. 

Kijów zaskoczył mnie swoją wielkością i czymś czego zupełnie się nie spodziewałem. Przyznaję jednak, że nie odrobiłem lekcji i nie przeczytałem nic o tym - jakim jest miastem. Czy może raczej - jakim miastem był przed wojną. 

Dlatego pierwsza zupełnie nie związana z celem podróży impresja dotyczyła tego, że Kijów położony jest, w przeciwieństwie np. do naszej Warszawy, na szeregu wzgórz. Momentami przypomina Lizbonę. Mowa oczywiście o długich ulicach wspinających się na szczyty wzniesień, na których usytuowane są różne ważne instytucje tego miasta. Kolejna sprawa, to zaskakujące wrażenie wielkości. To miasto naprawdę ma charakter metropolii, chociaż  widać po nim zmęczenie wojną i ogromne wpływy związku radzieckiego. Widać również, że Kijów nie jest stolicą państwa należącego, od ponad 20 lat do Unii Europejskiej, tak jest w przypadku Warszawy. Nawet ślepiec zauważyłby, mimo zmęczenia i ran ukraińskiej stolicy, jak bogate musiało to być miejsce oraz jak daleko mogą w przyszłości sięgać jego aspiracje.

Pierwsze wrażenie, tuż po tym jak wysiedliśmy z pociągu wcześnie rano, a było rześko ale raczej słonecznie, jasno uświadamiało, że to miasto nie ma zamiaru się poddawać. Potem pomyślałem sobie, że jednak na takie odczucie może mieć wpływ słońce, które zawsze dodaje mnóstwo optymizmu do wrażeń, które są naszym udziałem. Kiedy bowiem zrobiło się nieco bardziej ponuro, to mimo braku poczucia, że ktokolwiek chce tutaj kapitulować - czuć było snujące się gdzieś w zakamarkach rezygnację. Jednak nie taką rezygnację, która powoduje, że na ulicach nie można zauważyć wystrojonych dziewczyn i chłopaków. Nie taką rezygnację, która powoduje, że ludzie przestają się dokądś spieszyć. Nie taką rezygnację,  z powodu której kierowcy w korkach nie używają klaksonu. 

Raczej poczucie, że po każdym pogodnym dniu, może nagle przyjść dzień ponury i smutny. I właśnie uniknięcie takiego poczucia życzę Państwu z całego serca obiecując, że wrócę jeszcze do tej wyprawy i zdam relację z moich wrażeń. Choćby ze spotkania z prezydentem Szymańskim. A tymczasem przytulcie się swoich najbliższych i bądźcie zdrowi.

patrykgabriel.pl

Galeria

Zdjęcie 1

Kategorie