Kociewski podwieczorek dusz

Nie wiem jak u Państwa, zakładam – skoro to czytacie, że może być podobnie, ale u nas w rodzinie bezwzględnie najpopularniejszym prezentem gwiazdkowym są książki. Może trochę siłą rozpędu rodzinnego obyczaju, a może po prostu dlatego, że zdarza nam się te książki czytać. Czytamy; ja oczywiście nie tyle – ile chciałbym, ale w ilościach przyzwoitych na tle współmieszkańców krainy, w której pogoda przez siedem miesięcy każe uciekać w świat wyimaginowany. Moi najbliżsi jednak trochę więcej, a Tata to czyta nałogowo. Wystarczy, że znajdzie jakiegoś autora, który robi na nim jakieś wrażenie – pyk i cała bibliografia przeczytana. Prawdziwy Czytelnik.
Choć czytanie jest to coraz mniej popularne zajęcie, a statystyki czytelnictwa w naszej ojczyźnie nie napawają optymizmem – ujmując zagadnienie eufemistycznie. Chociaż tekst dłuższy niż cztery zdania nuży większość publiki śmiertelnie, chociaż zdanie złożone jest jak trutka dla rozbieganych w tik-tokowym amoku oczu i porażonych socialowym fentanylem zwojów mózgowych znacznej części publiki, my oldschoolowo – przed snem czytamy książki.
Kiedy sobie potem o tym rozmawiamy, okazuje się, że wcale albo raczej niezbyt często nie czytamy tego samego. Nie do wszystkich tytułów podchodzimy z jednakowym entuzjazmem. Takie są korzyści z książek, że powodują różnice zdań. Między innymi.
Jest taki bardzo śmieszny film „Autostopem przez Galaktykę”, który w tym roku będzie obchodził dwudziestą rocznicę premiery i który szczerze polecam. Właściwie do jego obejrzenia namówiła mnie chyba Ksenia, a ja ochoczo przystałem do klubu jego wielbicieli zaraz po pierwszym obejrzeniu. Pure-nonsens to znak rozpoznawczy Monty Pythona, a jak nietrudno było odkryć, autor książki, na podstawie, której nakręcono wymienione dzieło, pisał skecze właśnie dla tej grupy komików. Jak równie nietrudno było odkryć, napisał również kilka innych książek, z których nie wszystkie – o ile mi wiadomo doczekały się polskiego tłumaczenia, ale dzięki temu zmobilizowały mnie kilka lat temu do podszlifowania języka, którym posługiwał się nieżyjący już niestety Douglas Adams.
To zresztą bardzo ciekawa postać i pisarz, który tylko pozornie porusza nasze emocje jedynie niezwykle inteligentnym humorem. To również wizjoner, który w swojej pogodnej na pierwszym planie prozie, szyfruje ostrzeżenia dla wszystkich, którzy uważają świat za rzecz daną na zawsze, lekceważą wpływ techniki na nasze życie albo w pozorach poszukują prawdziwych ludzkich relacji. Nie jestem jego biografem, ale z pewnością przeczytałbym biografię. O ile ktoś ją napisał.
Adams przeczuwał wiele rzeczy, ale chyba nie zdawał sobie sprawy, że seriale zostaną najpopularniejszym sposobem wypełniania popołudniowo-wieczornej przerwy pomiędzy pracą a snem. Nie wiedział też, że powstanie serial, którego kilka bliskich mi osób zostało fanami, a ja z tego powodu bardzo się cieszyłem. Serial można bez problemu obejrzeć na którymś z serwisów serialowych, ale nie wiem na którym, jak mógłby powiedzieć Dirk Gently.
Właśnie dwie książki, których bohaterem, chociaż nie jedynym, jest wymieniony wyżej samozwańczy detektyw dostałem w prezencie od Oli – mamy małej Mai i siostry mojej żony.
Książki bardzo mnie ucieszyły, choć nieco zmartwiły jednocześnie. Nie znałem ich, byłem ciekaw, znałem bohatera z serialu, serial bardzo mi się podobał. Te rzeczy cieszyły. Jednocześnie książki zostały wydrukowane niewielką czcionką, a ich format nie należał do moich ulubionych – takie oto dziwactwa, które zna każdy czytelnik.
Nie przejąłem się nadto. Nowy rok zachęca do poprawy. Stawia wyzwania.
Ruszyłem z kopyta i w przeciągu tygodnia przeczytałem obie, a jestem czytelnikiem raczej powolnym i wcale nie należę do grona osób, które posiadły umiejętność skupienia pozwalającego na bardzo szybką lekturę. Po lekturze jestem zachwycony. Gdyby ktoś miał ochotę na mądrą, zaskakującą i niebanalną rozrywkę – zdecydowanie powinien wypożyczyć albo kupić obie, zrobić swój ulubiony napój i czytać.
Dlaczego o tym piszę? Walczymy oczywiście o czytelnictwo w narodzie. Ale jest jeszcze powód, który nazywa się Światowy Dzień Kociewia. Właśnie Kociewie jakoś skojarzyło mi się ze sposobem patrzenia na świat, który wręcz dogmatycznie wyznaje tytułowy bohater „Holistycznej Agencji Detektywistycznej Dirka Gently’ego” oraz „Długiego, mrocznego podwieczorka dusz” pióra Douglasa Adamsa. Ta wizja świata zakłada, że wszystko ze wszystkim się łączy w holistycznym kołowrocie rzeczywistości, a umysły odpowiednio spostrzegawcze i przygotowane do patrzenia potrafią odkryć powiązania, których nikt inny nie dostrzega. Właśnie takie jest nasze Kociewie – tutaj dużo wyraźniej niż w metropoliach tego łez padołu widać powiązania, których istnienie gdzie indziej negują.
Życzę nam, żebyśmy odważnie starali się dostrzec całą złożoność otaczającej nas rzeczywistości oraz tradycyjnie i niezmiennie: bycia zdrowym!
Galeria
