Spiegel im Spiegel*

Spiegel im Spiegel*

Skończył się kolejny rok szkolny, a może mówiąc tak popularyzowanym tu i ówdzie językiem korzyści – właśnie zaczęły się kolejne wakacje. Dla niektórych się nie zaczęły, ale to już inna sprawa. Ja dla przykładu jadę sobie właśnie pociągiem w stronę Suwałk w celach kompletnie nie korespondujących z wakacyjnymi. 
Przez ostatnie kilkanaście lata miałem okazję uczestniczyć w uroczystościach kończących rok szkolny i muszę przyznać, że z niezwykłą uwagą przyglądałem się modowym trendom, w których szponach znajdowali się przez kolejne lata uczniowie i uczennice szkół ponadpodstawowych. Z zaciekawieniem starałem się znaleźć wzorce i inspiracje, które odciskały piętno na poszczególnych – niezbyt trudnych do wyodrębnienia, ze względu na wiek, płeć, charakter szkoły czy nawet klasy, grup. 
W tym roku moje badania terenowe zostały brutalnie przerwane nieobecnością na takowych uroczystościach, ale nie jestem osobą, która się mazgai i zwróciłem na owe kwestie swoją rozproszoną okrutnie uwagę przy okazji innego święta. Też związanego z wakacjami, ale w sposób mniej zobowiązujący, a zatem – być może, być może – nie chcę zdradzać zbyt wcześnie konkluzji, dającego szansę na odważniejszą ekspresję.

Powstało wiele, dobrze udokumentowanych badawczo tekstów dotyczących mody i symbolicznego jej znaczenia w latach przełomu, kiedy polska rzeczywistość otrząsała się z kilku dekad socludowej improwizacji modowej. Trzeba było sobie radzić używając rekwizytów w stylu kompletów: szalik i czapka z Węgier z wyhaftowanym jakimś zwierzątkiem, którego już nie pamiętam (kangurek?) albo kompletnie plastikowych sweterków spopularyzowane przez świętej pamięci kandydata z Podlasia. Sweterki podobno z Turcji.
Nie chciałbym uwznioślać niepotrzebnie czasu swojej młodości i metody „zrób to sam”, ale jest coś na rzeczy w stwierdzeniu, że wówczas było chyba różnorodniej i kolorowiej. 
Biorąc pod uwagę różnice w ubiorze współczesnych młodych ludzi i ich rodziców jakieś trzydzieści lat temu, chociaż jak się dobrze zastanowić to może i nie tylko. To bardzo ciekawe, ponieważ obiektywnie rzecz biorąc, w tamtej odległej przeszłości było również dużo bardziej restrykcyjnie i nieporównanie biedniej. Obowiązujące wciąż ludowo-feudalna obyczajowość modowa nakazywała ówczesnym decydentom, a zatem naszym nauczycielom i rodzicom wymagać dosyć restrykcyjnego przestrzegania imperatywu bycia „przyzwoitym, schludnym i odpowiednim do sytuacji”. Jak śpiewał „Big Cyc” – „kontestacja – to jest dobre na wakacjach”. A mimo to, a może właśnie dlatego… 
Jak napisałem wyżej – jest trochę tekstów na ten temat.

No więc poszedłem na kolejny koncert organizowany przez Młodzieżową Radę Powiatu Starogardzkiego – „Powiatowizję”. Jasne, że gratuluję sukcesu – młodym gospodarzom i starszym współorganizatorom. Gratuluję frekwencji, gratuluję zwycięzcom i wszystkim występującym w części konkursowej. Brawa.
Wracam jednak do tematu mody. Kręcąc się po Grodzisku, nie było może trudno wyróżnić dwie czy trzy kategorie, które charakteryzują się w swoich ubiorach powtarzalnymi atrybutami. Czasami jest to dres o kroju zbliżonym do treningowego dresu piłkarskiego, czyli z raczej wąskimi nogawkami, którego górne uzupełnienie stanowią najczęściej elegancko obcisłe koszulki - znane z cywilnego stroju zaawansowanych bywalców siłowni. Być może ojcowie tak ubierających się chłopców mogli być w czasach papierosów „Caro” nazywani dresiarzami. Tylko jednak w wypadku dosłownego kontynuowania tradycji rodzinnych przez latorośl spotkaną przeze mnie podczas owidzkiego wydarzenia muzyczno-towarzyskiego.
Druga grupa, z którą jestem bardzo rodzinnie związany i w związku z tym na maksa ją propsuję, jest dla odmiany wypełniona wyłącznie dziewczynami. Gdyby współczesne panny o mocnych, ciemnych makijażach, ezoterycznej biżuterii w odcieniach srebra i monochromatycznych, luźnych spódnicach dopełniających wyszywane koronkami raczej przyległe topy, były jeden do jeden spadkobierczyniami inspiracji z końca poprzedniego tysiąclecia to ich patronką byłaby wokalistka zespołu „Closterkeller” Anja Orthodox.
Te dwie grupy to jednak tylko wyjątki, niezbyt liczne i zauważalne głównie dla wprawionego oka. Morze młodzież tworzy bowiem zupełnie inny krajobraz.
Wyraźnie widać, że rzeczywistość jest zatrzaśnięta w estetyce zaprogramowanej przez macherów od sprzedaży wielkich korporacji – tzw. „sieciówek”. Nie mamy już czasów, w których próbowano upodabniać się do wielkich gwiazd, a te koniecznie chciały się wyróżniać – mieć swoje charakterystyczne bandany, skórzane spodnie, białe adidasy do kostek, parki i kangurki czy flanelowe koszule w kratę. O modzie popularnej decyzje podejmowane są w gabinetach wypełnionych prezentacjami zagregowanych danych o najkorzystniejszych, z powodu przyszłej sprzedaży, fasonach i kolorach. 
Jak wiadomo, najpopularniejszym kotletem jest ten średnio-wysmażony. Wielkie gwiazdy popkultury nie bardzo mają na to wpływa – no z wyjątkiem sytuacji, kiedy podpisują jakąś kolekcję za pokaźną garść srebrników kojącą wyrzuty sumienia.
Chyba, że wielkie współczesne gwiazdy ubierają się na swoje występy w szerokie spodnie, oversizeowe bluzy z kapturem i basicowe T-shirty, uzupełniane Gazellami czy innymi Sambami. I robią to, bo jest to ich przemyślany, estetyczny, znaczący wybór. 
Tylko dlaczego wszystko jest szare, czarne albo białe? Brak kolorów, prowokacyjnych haseł czy grafik na bluzach i koszulkach. Brak kolorowych ptaków, nawet jeśli miewały one mocno postrzępione pióra. Wszystko jest schludne, przewidywalne, porządne i ułożone, a podobno zaczynają się wakacje…

Bez względu na modę: bądźcie zdrowi!

* Być może dosyć dawno nie dzieliłem się z Państwem swoimi muzycznymi odkryciami, ale nie oznacza to, że z mozołem i nie bez całej masy rozczarowań, nie poszukuję zachwytów, które mogłyby nieco umilić codzienność pełną zmartwień, szarzyzny, powtórzeń, agresji i rozczarowań. Jestem przekonany, że wielu z Państwa znało twórczość tego estońskiego arcymistrza braku pośpiechu i przesady; tego arcykapłana minimalizmu. Ja nie i nie mam zamiaru zdradzać publicznie, w jaki sposób poznałem. Jedno jest pewne, że gdyby nie inny wybór młodzieży – właśnie ten utwór Arvo Pärta mógłby stanowić muzyczną ilustrację ich modowych decyzji. Piękny, wpadający w ucho, niemal hipnotyczny, ale jednak jakby nieco bez pretensji do ruszenie świata z posad – bo przecież te drobne akcenty niższych dźwięków fortepianu zdradzają raczej świadomość istnienia ambicji niż chęć jej ulegania. Proszę posłuchajcie tego i powiedzcie czy opisane bluzy, topy i szerokie spodnie nie tworzą podobnie nostalgicznej i delikatnej mgiełki, jak opływająca rzeczywistość oszczędnymi dźwiękami perełka?

patrykgabriel.pl

 

Galeria

Zdjęcie 1

Kategorie